Parafia pw. św. Katarzyny Sieneńskiej
w Choryni

Archidiecezja Poznańska

DSC03909

Wczesnym rankiem tzn. o g.6.00 dnia 21 września br. w poniedziałek, stawiłem się na przejściu granicznym w Dorohusku, aby swoim sedici wreszcie zrealizować wyprawę na Kijów. Zapamiętane z dzieciństwa opowiadanie o Bolesławie Chrobrym, który to Szczerbcem uderzał w Złotą Bramę Kijowa w 1018 r., to jeden z powodów albo obowiązków. To nic, że ten słynny zabytek został pobudowany trochę później w 1037 r. Siła Słowa jest potęgą świata duchowego, którego niestety moc w ludziach pędzących na Zachód słabnie.
Przez Kowel, Łuck, Równe i przez rzekę Horyń aż do Nowogradu Wołyńskiego, a potem na Baraniwkę i stąd już blisko do Pierszotrawieńska, do Księdza Jana Podobińskiego z Wławia. Po udzieleniu pewnych instrukcji, szybko wyruszyłem jeszcze tego samego dnia, około g. 15.00 do Żytomierza. Czasu mało, a miejsc ciekawych o polskiej duszy ogrom. Deszcz tylko przykro choć nieskutecznie odstraszał. Wytchnienie nastąpiło dopiero pod koniec zwiedzania, w Uspieńskiej Cerkwi, już poza programem, kiedy to wracając jedyną ścieżką z Padołu, wstąpiłem tam na pobożne nabożeństwo i niebiańskie śpiewy. Tak odpocząwszy trochę w ciepłej świątyni z podsuszoną odzieżą, zacząłem wracać do pozostawionego w oddali samochodu. Już o zmierzchu, dotarłem do żeńskiego klasztoru na obrzeżach miasta p.w. Św. Anastazji, aby karmić swoje serce tym co święte i piękne. Po ciemku zacząłem wracać znaną już sobie drogą do brata w kapłaństwie Księdza Jana i do gościnnego Pierszotrawieńska. Nasłuchawszy się o miejscowych sprawach, tzn. o polskich sprawach, opowiadanych przez mieszkających tu Polaków, szukałem wytchnienia podczas snu. Trzeba odpocząć, gdyż jutro Kijów. Pełno niewiadomych. Czy się uda? Czy coś nie będzie przeszkadzać? Od dwóch dni wiedziałem, że idzie dobrze, albo ktoś czuwa. Czy samochód nie nawali? A może inne zdarzenie. Przecież daleko do domu. Tylko Zielona Karta na wszelki wypadek. Uwaga! Uwaga na znaki drogowe, których sens jest trochę mniej dokładny. Sznur samochodów większy w Kijowie, niż w Polsce, to coś nowego. Jechać trzeba tylko prosto. Poczułem w końcu, że to Chreszczatyk, mając w głowie obrazy tej ulicy, zapamiętane z radzieckich przewodników. Na światłach zapytałem jednak o kierunek na Majdan. A potem, już bez niczyjej pomocy, coś mnie, jakoby jakaś siła, zaprowadziło wprost na Złotą Bramę. Nie będziesz zaczynał zdobywania Kijowa od Majdanu, jak to czynili niektórzy nasi politycy. To przecież takie infantylne. Po porzuceniu samochodu na ul. Czapajewa, stoję więc teraz w tym miejscu, jak On – Bolesław, tylko że bez konia i miecza. Z przewodnikiem w ręku, z tysiącem słów, z tysiącem mieczy. Moja wyprawa przez Kijowską Sofię aż do Michajłowskiego Monastyru, także przez ponadpalany Majdan i dalej obok Pałacu Maryjskiego, a potem pieszo do Peczerska, obok Dniepru, to było coś. Tylko poprzez wysiłek można docenić swój sukces. W jedną stronę 10 km. Jedynie z serowym plackiem za 10 hrywien. Przewodnik nie kłamie - już niedługo, choć jeszcze daleko. Złote kopuły na horyzoncie wśród drzew, przez chwilę zobaczyłem, lśniące w słońcu od rana. Tak, jakby bardzo blisko. Biegiem prawie, choć z ważnym biletem, odwiedzałem sakralne obiekty. Zawsze się bałem, że drzwi zamkną, bo przerwa techniczna albo liturgiczna. To nauczka ze świata. Nikt nie pragnie za wszelką cenę. Potem odpuszczamy i odpuszczamy. A ja? Nie ja! Ławra Kijowsko-Peczerska, zwłaszcza Bliskie Pieczary ze spoczywającymi tam Świętymi oraz Założycielem Św. Antonim Peczerskim i Św. Teodozjuszem, robią mocne wrażenie. A szczególnie, że to wrażenie rośnie, w miarę tężniejącego zaduchu w podziemiach i słabnącego światła od małej świeczki za 4 hrywny. Po kompletnym wyczerpaniu, ale nie ze względu na klaustrofobię, lecz po przebyciu Dalekich Pieczar, postanowiłem zaradzić mojej bezsilności. Dopadłszy ławki, wyciągnąłem się na niej jak długi. Pewnie po jakiejś godzinie takiej ekstazy, usłyszałem cichy, delikatny, kobiecy głos, o kładbiszcze dostojników. Czy moje zachowanie, czy mój wygląd mnie zdradził. Przecież ja nietutejszy. Idąc po śladach pobożnej kobiety, dotarłem na nabożeństwo ze śpiewem i pachnącym kadzidłem na cmentarzu obok cerkwi Narodzenia Bogurodzicy. Strawy duchowej wszędzie pełno, ale moja słabość pewnie z czego innego była. W kiosku, po wyjściu z tych psychodelicznych przestrzeni, kupiłem za 14 hrywien 2 litrowy gazowany napój cytrynowy, który od razu zaczął stawiać mnie na nogi. Wróciłem jeszcze raz do Ławry, aby po raz drugi i ostatni przejść te święte miejsca. Teraz powrót, ale inną drogą. Przez miasto do Chreszczatyku. Ostro w dół, ale zaraz potem, tak samo w górę. Może jeszcze zdążę na kolejny Padół i do kolejnych świątyń. Samochodem to nie zwiedzanie. Drogi prowadzą do nikąd, a nie do celu, mojego celu. Zrezygnowany i wyprowadzony znakami na drugi koniec miasta, jechałem w okropnym tłoku, ciągle wypatrując kierunku na Żytomierz. W ciemności ledwo widać nie odblaskowe informacje. Jedź szybciej, zdawali się mówić inni kierowcy, do jedynego obcego wśród gąszczu aut. Tu można, nawet trzeba powyżej setki. Najlepiej jeszcze szybciej. Sedici to nie potwór, to eleganckie auto. Szkoda tak do dechy. Godzina minęła jak z bata strzelił. Taki mały znak – w prawo na Żytomierz i jakiś szept: szybko, zjeżdżaj. I byłem, wreszcie na swojej drodze, prosto do Księdza Jana. A potem leżeć, i spać. Tylko jeszcze 200 km. W środę nadszedł czas pożegnania z Polską, moją Polska, prawdziwie Najjaśniejszą. Ale jeszcze nie tak od razu. To tylko pożegnanie z Parafią Ks. Jana Podobińskiego, Sercanina, który tutaj w Pierszotrawieńsku od 18 lat podtrzymuje ducha katolickiego i polskiego, i czci Św. Charbela. Być z ludźmi w doli i niedoli, to jest trudne powołanie, to jest piękne po staropolsku. Być na zawsze, nie od święta. Nic więcej nie potrzeba. I znowu słońce pięknie świeci. To dla chwały polskiej kultury, teraz dla Berdyczowa. Tu ślub Balzaka, tu Józef Korzeniowski się urodził. I sławny na całą Ukrainę w XIX wieku, warowny klasztor Karmelitów Bosych z cudowną Matką Bożą Śnieżną. Jak wszystko, co pozostało po przodującej klasie robotników i chłopów, tu zgliszcza i ruiny. Obraz był jeszcze w 1941 roku. Odbudowa trwa. Żal duszę ściska. Ile szkód pozostało także wewnątrz człowieka. Do Winnicy. Wszędzie cerkiew panuje, ta moskiewska, ani nawet grecka czy ukraińska. A po polskich klasztorach smutek nieustanny, równy, taki proletariacki pozostał. Dopiero w Latyczowie lżej mi się zrobiło, chociaż cudowny obraz w Lublinie, jeszcze nie gotowy do powrotu. Powoli na wszystko przyjdzie czas. I do Międzyborza, do polskiego zamku królewskiego. Tutaj narodził się dominujący w Polsce chasydyzm. Oj, coraz ciężej jest patrzeć i czytać o tej części Polski odrąbanej w Jałcie, której polskość do dziś jest tu główną kulturą. W Tarnopolu stanąłem na ul. Kopernika, a więc prawie w centrum. Piechotą do Stawu. Atmosfera pikniku i radości, choć zagranicznych turystów na Ukrainie nie widać. Drogi złe. Strach przed wojną. Niepotrzebna ostrożność. Wszędzie Polacy, dużo Polaków. Prawdziwi miejscowi. To ich kraj i historia. Sienkiewiczowski Zbaraż na ogromnym wzniesieniu. A przez egzamin do technikum datę oblężenia do tej pory pamiętam – 1649. Robi wrażenie. Zwłaszcza lochy i narzędzia tortur. Czy zdążę do Krzemieńca? Tak jakoś wszystko było ciągle proste. Drogą na Górę Bony, na zamek, bardzo wysoko. A stamtąd przepiękny widok na miasto i słynne Liceum Wołyńskie (Krzemienieckie). Niestety, czystki przeprowadzane przez Rosjan i Niemców zrobiły swoje. Na Sybir na powolną śmierć albo do Bełżca na śmierć, stąd i zewsząd wiodły drogi. Mrok zaczął już gęstnieć. Myśli także były powolne. Czy to wszystko o człowieku, to prawda? Schować mapy. Zrobić porządek. Bo na granicy rewizja. Chciałem przejść do Polski z Kowla przez Jagodne. Znowu kilometrowa kolejka i trzeba używać fortelu, albo czekać do rana. W trzy dni, od granicy do granicy – 2000 km. Cało i zdrowo. Nie do wiary.

Choryń, ks. Marian Derkaczewski

 

Msze święte

Choryń

niedziele i uroczystości - 8:00, 11:00

dni powszednie (wtorek-sobota) - 18:00

Kopaszewo

środa - 17:00

czwartek przed pierwszym piątkiem miesiąca - 17:00

niedziela - 9:30

Sakrament pokuty

przed Mszami świętymi

Nabożeństwa

wtorek - litania do św. Andrzeja Boboli w intencji ojczyzny i pokoju 

środa - nowenna do Matki Bożej Nieustającej Pomocy z modlitwą do św. Józefa | nowenna do Matki Bożej Śnieżnej w Kopaszewie

czwartek - litania do św. Katarzyny Sieneńskiej 

piątek - koronka do Miłosierdzia Bożego (przed rozpoczęciem Mszy św.)

niedziela - Godzinki ku czci Niepokalanego Poczęcia NMP (godz. 7:35)

*

I czwartek miesiąca - adoracja Najświętszego Sakramentu w intencji powołań kapłańskich (po Mszy św.)

I piątek miesiąca - adoracja Najświętszego Sakramentu poprzedzona koronką do Miłosierdzia Bożego (od godz. 15:00) oraz litania do Serca Pana Jezusa na zakończenie adoracji (przed rozpoczęciem Mszy św.)

I sobota miesiąca - nabożeństwo do Niepokalanego Serca NMP - rozważanie, różaniec, komunia św. (od godz. 8:30)

Biuro parafialne

czynne od wtorku - piątku po Mszy św. lub telefonicznie

Kontakt
Parafia rzymskokatolicka
pw. św. Katarzyny Sieneńskiej
Archidiecezja Poznańska
64-000 Kościan, Choryń 21
tel. 783 081 017
www.choryn.archpoznan.pl
parafia.choryn@wp.pl 
Proboszcz: ks. Krzysztof Gogół

Konto parafialne
BS Kościan
07 8666 0004 2002 0101 4082 0001